Thursday 30 December 2010

Boże Narodzenie zdominowane przez dorsza/ Christmas dominated by codfish

W tym roku w Boże Narodzenie zamiast karpia i barszczu z uszkami miałam dorsza. Tak jak przewidziała Magda, jadłam dorsza chyba z 3 dni z rzędu, każdego dnia przygotowany inaczej, bo jak wiecie Portugalczycy mają 364 przepisy na dania z dorsza, jeden na każdy dzień roku. Dorsz to nie jedyne odstępstwo od tradycyjnego dla mnie obrazu Świąt. Były to dla mnie pierwsze święta spędzone na obczyźnie, po raz pierwszy z dala od rodziny, nie miałam nawet okazji złożyć życzeń przez skypa i zobaczyć, jaką dekorację stołu przygotowała Magda w tym roku. Dołączyliśmy z Nuno do tysięcy emigrantów, którzy mieli problemy z dotarciem na czas na wieczerzę Wigilijną. To nie śnieg, ale moja praca (nie mogłam się dobłagać dnia wolnego) była przyczyną całego zamieszania, lecieliśmy do Lizbony, skąd mieliśmy pociągiem lub autobusem dojechać do Porto. Jednak samolot się spóźnił, w efekcie nie było już żadnych połączeń. Cudem dostaliśmy ostatnie bilety na samolot do Porto, lot półgodzinny, cena wygórowana (lepiej nie wspominać, cieszymy się, że nie musieliśmy spędzić świąt na lotnisku), jak dolecieliśmy musieliśmy zmierzyć się z kolejną przeciwnością losu, brakiem taksówek (cóż, taksówkarze też chcieli zjeść swojego dorsza).


Udało nam się jednak dotrzeć do domu Nuno, gdzie jego biedni rodzice czekali na nas z kolacją, udało nam się zacząć jeść przed północą. Na szczęście nie ma tradycji 12 dań, bo byśmy nie dali rady. Na każdym wigilijnym stole w Portugalii obowiązkowo musi pojawić się dorsz, tym razem - bacalhau de consoada- gotowany, z ziemniakami i kapustą.
Czyli zamiast karpia- dorsz, zamiast barszczu, wino musujące, a zamiast makowca, keksu mieliśmy pudding, rabanadas (grzanki moczone w słodkim mleku i obsmażone i podawane z cynamonem), aletria (słodki cienki makaron zapiekany z jajkami i cynamonem) i bolo-rei (ciasto królewskie z bakaliami i owocami kandyzowanymi). I sernik, który przeżył podróż 2 samolotami i stanowił mój domowy akcent.




Potem przyszła pora na wino porto i prezenty. Tata Nuno wyciągnął z szafy świecącą czapkę Mikołaja i dzielnie odgrywał jego rolę.
Drugi dzień świąt to okazja do rodzinnego obiadu, w większym gronie i przy indyku, zamiast dorsza (dorsz był za to na kolację). Była babcia Nuno, jego brat z żoną oraz synkiem i my.




Tak więc w tym roku brak wpisu o tym, jak Hiszpanie obchodzą Boże Narodzenie, kto wie, może w przyszłym roku wyprawimy tutaj Wigilię? Chociaż pewnie będę tęsknić za białymi świętami i miodownikiem mamy, żeby spędzić święta dwa razy pod rząd poza domem.




This year at Christmas instead of carp and barszcz (beetroot soup), I ate codfish. As Magda had correctly predicted, I ate cod three days in a row. Every time it was prepared in a different way, cause as you know Portuguese have 364 ways to prepare cod, One for each day of the year. Cod wasn’t the only difference between Polish traditional Christmas celebrations and Portuguese ones. It was the first Christmas I spent away from my family, in another country, I couldn’t even connect skype to wish my family a Merry Xmas and see how Magda decorated the table this year. We were one of thousands immigrants who had trouble getting home for Christmas this year. In our case, it wasn’t the snow, but my work (they were resistant to my begging and wouldn’t give me day off), so we had to fly to Lisbon, take train or bus to Porto. Unfortunately our flight was delayed, so once we arrived to Lisbon, there wasn’t any bus or train that we could take. Miraculously, we bought the last tickets (highly overpriced, but at least we didn’t have to spend the Christmas Eve at the airport) for the flight to Porto. When we landed, there was no taxi, well, we should have predicted that taxi drivers also had to eat their bacalhau.


Finally, we reached Nuno’s home, where his poor parents were waiting for us to eat dinner, we started eating few minutes before midnight. Fortunately, they don’t have a tradition to prepare 12 dishes, cause it would have been too much. A Portuguese tradition is to eat codfish, so in every home it is the main dish- bacalhau de consoada-boiled cod with potatoes and cabbage.
So instead of carp, I had cod, instead of barszcz, we drunk sparkling wine, and for dessert instead of poppyseed cake poppy seed, we had pudding, rabanadas (toast soaked in sweet milk, coated in egg and fried and served with cinnamon), aletria (sweet fried thin noodles with eggs and cinnamon) and bolo-rei (king cake with raisins, various nuts, and crystallized fruit). And cheesecake, which survived 2 planes trip and was my contribution and something we traditionally always have for Christmas at home.




After the dinner, it was time for some porto wine and presents. Nuno’s dad found somewhere a Santa hat and was distributing the presents.
The second day of Christmas was a perfect occasion for a bigger family reunion (Nuno’s grandma, brother and his wife and their baby). This time for lunch Nuno’s mum served turkey (but yes, we had cod for dinner).




So this year, there is no post about how Christmas is celebrated here in Spain. Who knows, maybe next year we will host Christmas in Barcelona? Although I will probably miss a white Christmas and my mum’s honey cake....

No comments:

Post a Comment

Thursday 30 December 2010

Boże Narodzenie zdominowane przez dorsza/ Christmas dominated by codfish

W tym roku w Boże Narodzenie zamiast karpia i barszczu z uszkami miałam dorsza. Tak jak przewidziała Magda, jadłam dorsza chyba z 3 dni z rzędu, każdego dnia przygotowany inaczej, bo jak wiecie Portugalczycy mają 364 przepisy na dania z dorsza, jeden na każdy dzień roku. Dorsz to nie jedyne odstępstwo od tradycyjnego dla mnie obrazu Świąt. Były to dla mnie pierwsze święta spędzone na obczyźnie, po raz pierwszy z dala od rodziny, nie miałam nawet okazji złożyć życzeń przez skypa i zobaczyć, jaką dekorację stołu przygotowała Magda w tym roku. Dołączyliśmy z Nuno do tysięcy emigrantów, którzy mieli problemy z dotarciem na czas na wieczerzę Wigilijną. To nie śnieg, ale moja praca (nie mogłam się dobłagać dnia wolnego) była przyczyną całego zamieszania, lecieliśmy do Lizbony, skąd mieliśmy pociągiem lub autobusem dojechać do Porto. Jednak samolot się spóźnił, w efekcie nie było już żadnych połączeń. Cudem dostaliśmy ostatnie bilety na samolot do Porto, lot półgodzinny, cena wygórowana (lepiej nie wspominać, cieszymy się, że nie musieliśmy spędzić świąt na lotnisku), jak dolecieliśmy musieliśmy zmierzyć się z kolejną przeciwnością losu, brakiem taksówek (cóż, taksówkarze też chcieli zjeść swojego dorsza).


Udało nam się jednak dotrzeć do domu Nuno, gdzie jego biedni rodzice czekali na nas z kolacją, udało nam się zacząć jeść przed północą. Na szczęście nie ma tradycji 12 dań, bo byśmy nie dali rady. Na każdym wigilijnym stole w Portugalii obowiązkowo musi pojawić się dorsz, tym razem - bacalhau de consoada- gotowany, z ziemniakami i kapustą.
Czyli zamiast karpia- dorsz, zamiast barszczu, wino musujące, a zamiast makowca, keksu mieliśmy pudding, rabanadas (grzanki moczone w słodkim mleku i obsmażone i podawane z cynamonem), aletria (słodki cienki makaron zapiekany z jajkami i cynamonem) i bolo-rei (ciasto królewskie z bakaliami i owocami kandyzowanymi). I sernik, który przeżył podróż 2 samolotami i stanowił mój domowy akcent.




Potem przyszła pora na wino porto i prezenty. Tata Nuno wyciągnął z szafy świecącą czapkę Mikołaja i dzielnie odgrywał jego rolę.
Drugi dzień świąt to okazja do rodzinnego obiadu, w większym gronie i przy indyku, zamiast dorsza (dorsz był za to na kolację). Była babcia Nuno, jego brat z żoną oraz synkiem i my.




Tak więc w tym roku brak wpisu o tym, jak Hiszpanie obchodzą Boże Narodzenie, kto wie, może w przyszłym roku wyprawimy tutaj Wigilię? Chociaż pewnie będę tęsknić za białymi świętami i miodownikiem mamy, żeby spędzić święta dwa razy pod rząd poza domem.




This year at Christmas instead of carp and barszcz (beetroot soup), I ate codfish. As Magda had correctly predicted, I ate cod three days in a row. Every time it was prepared in a different way, cause as you know Portuguese have 364 ways to prepare cod, One for each day of the year. Cod wasn’t the only difference between Polish traditional Christmas celebrations and Portuguese ones. It was the first Christmas I spent away from my family, in another country, I couldn’t even connect skype to wish my family a Merry Xmas and see how Magda decorated the table this year. We were one of thousands immigrants who had trouble getting home for Christmas this year. In our case, it wasn’t the snow, but my work (they were resistant to my begging and wouldn’t give me day off), so we had to fly to Lisbon, take train or bus to Porto. Unfortunately our flight was delayed, so once we arrived to Lisbon, there wasn’t any bus or train that we could take. Miraculously, we bought the last tickets (highly overpriced, but at least we didn’t have to spend the Christmas Eve at the airport) for the flight to Porto. When we landed, there was no taxi, well, we should have predicted that taxi drivers also had to eat their bacalhau.


Finally, we reached Nuno’s home, where his poor parents were waiting for us to eat dinner, we started eating few minutes before midnight. Fortunately, they don’t have a tradition to prepare 12 dishes, cause it would have been too much. A Portuguese tradition is to eat codfish, so in every home it is the main dish- bacalhau de consoada-boiled cod with potatoes and cabbage.
So instead of carp, I had cod, instead of barszcz, we drunk sparkling wine, and for dessert instead of poppyseed cake poppy seed, we had pudding, rabanadas (toast soaked in sweet milk, coated in egg and fried and served with cinnamon), aletria (sweet fried thin noodles with eggs and cinnamon) and bolo-rei (king cake with raisins, various nuts, and crystallized fruit). And cheesecake, which survived 2 planes trip and was my contribution and something we traditionally always have for Christmas at home.




After the dinner, it was time for some porto wine and presents. Nuno’s dad found somewhere a Santa hat and was distributing the presents.
The second day of Christmas was a perfect occasion for a bigger family reunion (Nuno’s grandma, brother and his wife and their baby). This time for lunch Nuno’s mum served turkey (but yes, we had cod for dinner).




So this year, there is no post about how Christmas is celebrated here in Spain. Who knows, maybe next year we will host Christmas in Barcelona? Although I will probably miss a white Christmas and my mum’s honey cake....

No comments:

Post a Comment